poniedziałek, 31 marca 2014

Światłomierze przedwczoraj, wczoraj i dziś


Odkąd wpadł mi w ręce światłomierz optyczny Bewi (o którym szerzej pisałem tu) zastanawiam się, ile techniki i technologii jest naprawdę niezbędne do zrobienia zwykłego zdjęcia. Nie mam na myśli złożonych ujęć wykorzystujących dodatkowe źródła światła ani ekstremalnych sytuacji jak taniec świetlików na łące, ale "zwykłe" zdjęcia robione na przysłowiowym spacerze z psem.
Ustawienie kombinacji czas/przysłona nie jest przecież jak lot na Księżyc - choć podejrzewam, że współczesne Sekoniki napędzane są silniejszymi procesorami niż te na Apollo 11 :) Wyjąłem zatem z szuflady parę różnych urządzeń, każde próbuje coś podpowiedzieć.

Najmniejsze to "Tabela naświetlań". Ma postać niewielkiego kółka o średnicy ok. 8 cm, które waży parę gram. Składa się z dwóch części plastiku: nieruchomej, pełnej rozmaitych wskazówek (dobrze widocznej na poniższym zdjęciu z lewej strony) oraz przezroczystej ze skalą (po prawej).

Na początku warto przeczytać instrukcję na odwrocie - jest po polsku - by zrozumieć co, jak i w jakiej kolejności. Ogólnie polega to na kilkukrotnym kręceniu kółkiem by odnaleźć warunki ekspozycji:
1. Najpierw znajdujemy w okienku "Początek" czułość naszego filmu w DIN (kończy się na odpowiedniku ISO 200, sam dopisałem sobie "400").
2. Teraz w tabelce "Pora dnia" szukamy miesiąca i pory dnia - to pierwsza z korekt, bo np. grudzień rano lub po południu to 5 stopni różnicy - każdy stopień to litera po prawej stronie. 5. stopień to literka E, więc odpowiadające tej literce wcięcie na przezroczystym krążku łapiemy palcem i w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara dociągamy do brzegu oznaczonego słowem "Opór".
3. Później "Przedmiot zdjęcia" - znów szereg korekt, od "Krajobrazu śnieżnego" po "Pokój jasny" - w sumie 9 stopni korekcji.
4. Kolejna zmienna to "Pogoda" - dalsze 4 stopnie korekcji.
Efekt odczytujemy w okienku na dole kółka: na górze jest czas, na dole przysłona. Gotowe!
Skuteczność? Na dworze, w zwyczajnych warunkach oświetleniowych, efekt jest całkiem całkiem dokładny. To jednak praktycznie nieprzydatne urządzenie w pomieszczeniach, choć jest przelicznik dla flesza na proszek błyskowy i dla lamp nitraphot (ma ktoś pod ręką? :)

Teraz czas na coś z baterią w środku.


Po lewej średniozaawansowany Sekonic L-358, po prawej Lunasix 3. Każdy wymaga baterii, każdy ma swoje plusy i minusy. Sekonic jest wyraźnie dłuższy i nieco węższy, ale Lunasix lepiej mieści się w kieszeni (bez nakładki). W obu można zmierzyć światło odbite, ale i padające. W Lunasixie to trochę prostsze, wystarczy zakryć okno czujnika (górna ścianka) kopułką. Sekonic wymaga zmiany nasadki, ale jego kopułka jest większa, można też ją częściowo schować ograniczając kierunek, z którego pada na nią światło. Do obu można też doczepić przystawki mierzące światło bardziej punktowo - testowałem to tylko z Lunsasixem. Trzeba jeszcze tylko ustawić czułość filmu i możemy zaczynać. Uff.
Sam pomiar w Sekonicu jest prosty - naciska się guzik z prawej strony i odczytuje wynik. Światłomierz pozwala wybrać, czy mierzymy w trybie przesłony, czasu lub EV - i do tego dobiera parametry. Kręcąc kółkiem możemy przesuwać parę czas-przesłona. To są podstawy. Można zrobić kilka pomiarów i wybrać średnią, mierzyć odchylenia od danego pomiaru, sprawdzać udział światła błyskowego w zastanym, odpalać zdalnie flesze (z dodatkowym modułem) itp. Nie wchodzę w szczegóły, bo inne porównywane tu światłomierze nie mają tych opcji.
Lunasix działa trochę inaczej, są dwa tryby pracy zależne od jasności motywu. Do pewnego poziomu (12 EV?) przełącznik po prawej stronie wciska się górną częścią, ale jak jasność przekracza skalę trzeba wcisnąć jego dolną część. Na powyższym zdjęciu wskazówka zatrzymała się ok. 10, kręcimy więc dużą tarczą by mały trójkącik też wskazywał 10 i odczytujemy naszą parę czas-przesłona. Długo się pisze, krótko się robi :) Gotowe.

OK, czas na konkret. W słoneczne marcowe popołudnie zrobiłem test: zmierzyłem warunki oświetleniowe oświetlonego słońcem domu. Zacząłem od tabeli naświetlań, potem Bewi, Lunasix i Sekonic. Założyłem, że mamy film o czułości 100, a przesłona to f8. Wyniki pomiarów i efekt znajduje się na zdjęciu poniżej:


Różnica pomiarów wyniosła dwie działki. Tak naprawdę, dla negatywu nie jest to dramat. Przypuszczam, że z tak naświetlonych klatek bez problemu uzyskamy odbitkę, na której można będzie oddać niemal wszystkie niuanse. O ile oczywiście nie utleni się wywoływacz - jak mi ostatnio - ale to już zupełnie inna historia...

środa, 26 marca 2014

Podkowa


Jeszcze jedno bajeczne miejsce - zakręt rzeki Colorado. Zdjęcie zrobione naprawdę szerokim kątem - 21 mm w małym obrazku. A za plecami - pustynia...


Choć nikt nie mówił, że to Sahara :)

niedziela, 16 marca 2014

Antelope Canyon czyli o porażce

Są takie miejsca, gdzie bardzo trudno robi się zdjęcia. Codziennie przemierzane i dobrze znane ulice, na których nic się nie zmienia. Lasy bez liści w szarym, nieciekawym świetle. Widok z okna na ścianę bloku obok. Jasne, z każdego motywu coś da się wyrzeźbić, ale często fotograficzne oko po prostu śpi.
Ale są i miejsca - samograje. Esencje fotogeniczności, gdzie spust migawki rozgrzewa się do czerwoności. Byłem w jednym z takich miejsc, w kanionie Antelope.


Zdjęcia z niego widział chyba każdy, bo to trudno w nim nie zrobić zdjęcia, które łatwo podbija serce. Wąski wąwóz wyrzeźbiony przez wodę w barwnym piaskowcu, którego ściany w niezwykle plastyczny sposób oświetla przesączające się przez szczeliny na górze słońce.
Ale tam poległem. Zrobiłem kilkanaście zdjęć i przestałem. Każdy wokół mnie trzaskał jak oszalały, ja miałem dość. Czułem, że to banał, że nic z tych zdjęć nie wyjdzie. Nie oddam magicznej aury tego miejsca, tej gry form i światła. Szykując ten post, kilka lat po wizycie w Antelope, czuję ten sam niedosyt.


Ciekawe, skąd się bierze taka niemoc...

sobota, 15 marca 2014

Warto zapamiętać...

Przeglądając różne blogi można trafić na prawdziwe perełki. Na zajmującym i naprawdę wesołym szymonbike.blogspot.com znalazłem wpis będący piękną afirmacją życia tu i teraz. Wklejam go w całości, bym mógł doń czasem zaglądać nawet jeśli Autor go skasuje (oby nie :))
Stoję sobie na tarasie, popijam Don Simona i oglądam co się dzieje na deptaku poniżej. Nie dzieje się wiele. Raz po raz przechadzają się grupki emerytów. Czasem jakiś starszy pan przejedzie sobie na elektrycznym wózku. Wszyscy prześcigają się w byciu coraz to starszym i pozbawionym energii. Przechadzają się tak powolutku, przystając czasem na kawę żeby jakoś zapełnić czas. Plaża jest pusta. Nikt z tego starszego towarzystwa nie ma siły żeby się na nią pchać.
Sąsiad z apartamentowca obok właśnie rozwiesił pranie i otwiera gazetę. Nie wyjdzie dzisiaj z mieszkania. Nie ma po co.
Niespecjalnie energetycznie nastrajający widok.
 
Dopijam Don Simona i daję sobie z tym spokój. Wracam do pokoju poczytać sobie reakcje pod ostatnim postem. Napisałem coś takiego:
 
"Po co masz się męczyć całą zimę skoro gdzieś tam jest tak jak lubisz? Kwestia wyboru."
 
Jestem w błędzie. To nie kwestia wyboru. To kwestia posiadania kasy. Pracy. Kariery. Obowiązków. Rodziny. Dziecka. Dziewczyny. Psa. Dużego telewizora. Kasy. 
 
Okej. Macie rację. Swoją. Zapewne taką samą rację mieli Ci wszyscy pozbawieni energii emeryci którzy teraz snują się deptaczkiem w Calpe. Dopięli swego. Spłacili kredyty, odłożyli bezpieczne kapitały, pobudowali domy z wielkimi telewizorami. Poszli za głosem rozsądku, odłożyli przyjemności na później. Dopięli swego. Nareszcie mogą zacząć żyć tak, jak zawsze chcieli.
 
Szkoda tylko, że pracując na ten złudny sukces coś przeciekło im przez palce.
Bo oprócz przyjemności, na później odłożyli też praktycznie całe swoje życie.

piątek, 14 marca 2014

*** [dialog wewnętrzny]


Ulica Próżna

Krzyżówka


Coś nowego...

Rozterki kadrowania

OK, mamy zdjęcie. Zrobione raczej szybko podczas wycieczki, czas goni, ledwie statyw dało się rozłożyć. Tyle rzeczy wokół, na czym się skupić? Bezpieczne wyjście - szeroki kąt, by jak najwięcej uroku miejsca złapać w jednym kadrze. Przykładowo tak:


 To fragment ścieżki "Bright Angels" w Wielkim Kanionie. Piękne miejsce, jest na czym zawiesić wzrok.

A teraz blog. Założyłem sobie, że cykl "USA" będzie składał się raczej z kwadratowych zdjęć. Jak zatem skadrować w kwadrat powyższy widok? Może tak, skupiając się na samotnej chmurze?


A może lepiej skontrastować ze sobą mikrą zieleń, przestrzeń nieba, nadchodzące załamanie pogody?


Decyzje...

PS: a czym jeszcze różnią się te zdjęcia? :)

środa, 12 marca 2014

Cud absolutny


Wielki Kanion Kolorado.






Trochę brak mi słów by go opisać. Przepiękne miejsce, którego wielkość trudno oddać na zdjęciu. Wygląda trochę tak, jakby spojrzeć na Tatry z Gubałówki, ale Tatry postawione na głowie...

wtorek, 11 marca 2014

*** [bezpieczne przejście]


Z jednej strony - trudno czuć niebezpieczeństwo widząc tyle radiowozów.
Ale z drugiej - czy dobrze wtedy przekraczać dwie ciągłe linie?
Hmm...

niedziela, 9 marca 2014

Nakarmić szczury


Cichy zakątek w Nowym Yorku, zaplecze Wall Street. Na horyzoncie - biurowce rozmaitych instytucji finansowych. Tu nikt się z nikim nie podzieli choćby okruszkiem :)

piątek, 7 marca 2014

Policz do 731


Dawno temu odwiedziłem USA. Przepastny kraj, pełno tam wszystkiego, a do tego większego niż tu. Przeglądając archiwa slajdów uświadomiłem sobie, że jest w nich sporo zdjęć, które pasują akurat na tego bloga. Zaczynamy.
To zdjęcie zrobiłem w którymś z nowojorskich muzeów.

poniedziałek, 3 marca 2014

Yashica 124G

Aparat jaki jest, każdy widzi. Od razu rzuca się w oczy, że to nie jest maszyna, jaką widzimy zwykle u fotografujących. Po pierwsze ma dwa obiektywy: jeden nad drugim. Patrzy się przez kominek na samej górze, a co więcej patrzy się z góry. Używa się filmu typu 120, czyli takiego o szerokości 56 mm, a rezultatem są kwadratowe zdjęcia. Przejdźmy do szczegółów.

Dwa obiektywy

Wadą typowych lustrzanek jednoobiektywowych jest lustro znajdujące się między filmem a obiektywem. Dzięki niemu możemy zobaczyć dokładnie to, co zobaczy klatka filmu, ale musi się ono podnieść przed zrobieniem zdjęcia. W tym typie aparatów jest inaczej. Górny obiektyw służy wyłącznie do patrzenia, dolny tylko do naświetlania klatki. Cały czas widać, co się dzieje. Nic nie lata, nie ma żadnego hałasu prócz otwierającej się migawki. Minusem tego rozwiązania jest niewielka paralaksa, czyli przesunięcie się obrazu widzianego przeze mnie względem rejestrowanego. Ale zwykle nie stanowi to problemu, a w niektórych aparatach jest ona sprzętowo eliminowana.

Inną ciekawostką jest migawka centralna. Pozwala robić zdjęcia w zakresie czasów 1 - 1/500 sekundy i z dowolnym czasem można używać flesza. Obiektyw ma ogniskową 80mm czyli ma zakres widzenia odpowiadający standardowi dla małego obrazka - 50mm. Minimalna odległość to 1 metr, to za mało jeśli chce się zrobić ciasny portret.

Kominek

Tak się nazywa te parę blaszek, które można złożyć lub rozłożyć na górze aparatu. Na zdjęciu są rozłożone (pokrywa kominka ma Y w kółeczku). Przezeń patrzy się na matówkę, na której powstaje obraz rzucony przez górny obiektyw via lustro.

To jedna z najfajniejszych rzeczy w tym aparacie (oraz innych używających szerokiego filmu i kominka): oglądanie kadru wielkości 6x6 cm. To bardzo ułatwia zrobienie zdjęcia, a dodatkowo zachęca do eksperymentów z ułożeniem aparatu. Gorzej, gdy chcę zrobić zdjęcie z wysokości twarzy, ale zdarza to się rzadko. Niby jest tzw. celownik sportowy, czyli celownik oparty na dwóch otworach, małym przy oku i dużym z przodu aparatu (ta pokrywka z Y w kółku się składa), lecz nie jest wygodne. Ułatwieniem w nastawianiu ostrości jest małe szkło powiększające (nie widać go na zdjęciu), które chowa się w pokrywie kominka. Bardzo łatwo czyści się z kurzu matówkę, składającą się z soczewki Fresnela oraz drugiej z kółkiem z mikrorastrem.

Film 120

Czyli szeroki format. Film ma szerokość 56mm i nawinięty jest na szpulę. Na drugą się go nawija w aparacie, po zrobieniu zdjęć oddaję się tą drugą a zachowuje pierwszą (to naprawdę nie jest istotne :) Więcej z tym zamieszania niż z normalną kasetką małoobrazkową, ale za to klatka jest znacznie większa.

I ona jest kluczem do całej zabawy. Zdjęcia zrobione tym aparatem, choć jest on bardzo prostą i wiekową konstrukcją, nadają się bardziej do powiększeń niż robione czymkolwiek na małym filmie. Po prostu większa klatka to więcej zarejestrowanych informacji. Ostatnio zrobiłem slajdy i co się na nie spojrzę, czuję słodycz w sercu. Piękne żywe kolory w kwadracie!

Efekty?

Oto zdjęcie zrobione na drobnoziarnistym negatywie Fuji Reala 100:



i kadr ze skanu, bez korekcji i podostrzania:



To chyba nie wymaga komentarza :)

Wrażenia

Zdjęcia robi się inaczej. Poczynając od zupełnie innego trzymania aparatu (ręce tworzą kołyskę, w której aparat siedzi, kciuki na małych pokrętłach czasu i przesłony między obiektywami), przez zwolnione tempo robienia zdjęć (aparat ma światłomierz, ale mu nie wierzę i zawsze mierzę światło światłomierzem zewnętrznym), a kończąc na trzykrotnie mniejszej ilości klatek, która skłania do większej refleksji przed wykonaniem zdjęcia. Koszty są podobne do obróbki całego filmu małoobrazkowego, frajda większa!

Minusem jest niewielki margines zmian optyki. Można dodać osłonę przeciwsłoneczną (rzecz obowiązkowa!), filtry (na dość specyficznym mocowaniu Bay I; jeden nawet jest na zdjęciu aparatu), nasadkę poszerzającą lub zwężającą kąt widzenia (ponoć bardzo pogarszają obraz). Aparat swoje waży - około kilograma. Ale ileż z tego kilograma wynika! Trudno też niedocenić urody czarnego futerału wykładanego czerwonym pluszem! Dla estetów polecam wersję 124, która bogato zdobiona jest chromem.

Post scriptum

Napisałem ten tekst parę lat temu, poprawiłem parę literówek. Dalej lubię TLR-y, jak z angielska nazywa się lustrzanki dwuobiektywowe, ale przesiadłem się na Rolleiflexa T - ciut lepsza optyka, parę zmian w ergonomii, zabawa podobna.