czwartek, 27 lutego 2014

Pszczoła Robotnica

Chyba wiadomo czemu z wielkiej litery...

PS: post pojawił się trzy razy, wysyłałem go z telefonu. Taki test test test :)

piątek, 21 lutego 2014

*** [kiedy ranne wstają zorze]


Sezon rowerowy rozpoczęty już parę dni temu. Cieszę się, że rano widzę już dokąd jadę; jeszcze chwila i będę rzucał cień :)

wtorek, 18 lutego 2014

środa, 12 lutego 2014

A za moich czasów... czyli światłomierz Bewi.


Właśnie. Jak kiedyś mierzono światło? Przed wojną nie było przecież światłomierzy w aparatach! Zapewne w użyciu były rozmaite tabelki będące rozwinięciem zasady "słonecznej 16", czy techniki przeliczania rozmaitych warunków oświetleniowych przez porę dnia / roku / pogodę itp, ale nie tylko!


Wpadł mi w ręce bardzo ciekawy światłomierz optyczny firmy Bewi, produkowany w latach 1930-45. Jest niewiele większy od zapalniczki, a jego niemal dokładnie zadrukowana powierzchnia to prawdziwe ABC ekspozycji fotograficznej. Tubus jest metalowy, na tym egzemplarzu zaśniedziały - pewnie można go doczyścić do lśniącego metalu (tak jak na tym egzemplarzu z Muzeum Historii Fotografii), ale obecny kolor uroczo komponuje się z żółtym tłem tabelek. Do kompletu jest skórzany praktyczny futerał.

OK, ale jak to działa? Zaczynamy od ustawienia czułości filmu na najwyższym pierścieniu z czułością filmu o skali od 1 do 27. Jakie to są jednostki? To dawno już nie używana skala Scheinera. Współczesna "400" to koniec skali. Teraz lunetkę należy skierować w stronę motywu i spojrzeć do środka, szczelnie zasłaniając sobie oko wizjerem. W środku jest ciemne niebieskie okienko, przez które ledwo widać motyw. Okienko otacza wianuszek coraz słabiej widocznych liczb. Wpatrując się przez pewien czas - jak długo patrzeć podpowiada jedna z tabelek na światłomierzu - odczytujemy ostatnią widoczną wartość. Teraz szukamy jej na zewnętrznym pierścieniu z największymi cyframi i kręcąc dopasowujemy go do czerwonej strzałki - na powyższym zdjęciu jest to "7". Wystarczy teraz spojrzeć na tabelkę niżej by znaleźć kombinację przesłona-czas. Prawda, że proste?



Przy okazji światłomierz wyposażono w parę przydatnych tabelek. Jedna to klasyczna tabela głębi ostrości dla jakże popularnych ogniskowych: 5, 7.5, 10.5 i 13.5 cm.


Kolejna to podpowiedź, jakich maksymalnych czasów można użyć by naświetlić obiekty w ruchu; uwzględniona jest nawet pozycja aparatu względem motywu. Lista tychże to prawdziwa poezja fotograficznych tematów, są tam m. in. zwierzęta pasące się, koń w kłusie lub w skoku...


Świetnie, teoria opanowana, a jak światłomierz sprawuje się w praktyce? Zaskakująco dobrze, odczyt pokrywa się ze wskazaniami dużo bardziej nowoczesnego Lunasixa 3 i cyfrówki, choć skalę Scheinera potraktowałem jak skalę DIN. Może pokuszę się o większy test...

wtorek, 11 lutego 2014

Znalezisko...


... czyli Guang Ming. Czasem warto zrobić porządki w starych szpargałach. A o piórach szerzej - innym razem.

środa, 5 lutego 2014

Mazurskie niebo



Były dwie siostry: Noc i Śmierć,
Śmierć większa, a Noc mniejsza,
Noc była piękna jak sen a Śmierć,
Śmierć była jeszcze piękniejsza
Konstanty Ildefons Gałczyński "Kolczyki Izoldy"


Latem próbowałem swoich sił w fotografowaniu nieba. Czasem wychodziło mi lepiej, czasem gorzej, ale zawsze miałem z tego mnóstwo zabawy. Kadruje się raczej w ciemno, czasy dość długie i sprzyjające kontemplacji, ostateczny efekt trudny do przewidzenia. Ale z mapą nieba w telefonie (polecam Google Sky Map) przynajmniej wiadomo, co do nas z góry mruga :) Nie zapomnę radości gdy odkryłem, że ciekawą plamką innego koloru jest Gwiazdozbiór Andromedy...

Warto.

sobota, 1 lutego 2014

Olympus XA


To bardzo ciekawy aparat. Kupiłem go gdy rozglądałem się za jakimś szkłem 35mm. To uniwersalna ogniskowa, lecz nigdy nie miałem okazji się o tym przekonać. Jednocześnie brakowało mi poręcznego aparatu do noszenia na co dzień, lustrzanka z dwoma szkłami była czasem zbyt ciężka.

O historii tego aparatu i różnych ciekawostkach możesz przeczytać na innych stronach, skupię się na wrażeniach użytkownika. Po pierwsze wielkość - to bardzo mały aparat, wielkości paczki papierosów (nie mam dla porównania żadnej :). Na zdjęciu jest większy niż w rzeczywistości! W konsekwencji czasem trudno jest go dobrze złapać, a trzeba samemu nastawić ostrość (mały lecz sprawny dalmierz) lub przestawić przesłonę. Z pierwszego filmu niewiele zdjęć miałem ostrych, musiałem się nauczyć go trzymać poprawnie - mimo bardzo delikatnie pracującego spustu migawki!

Wspomniałem o możliwości nastawienia przesłony i ostrości. To najważniejsze zalety XA. W wizjerze strzałka pokazuje szacowany przez aparat czas (dokładnie ustawiany jest podczas naświetlania klatki) i dzięki temu mamy pełną kontrolę nad ekspozycją. Można pomóc sobie przestawiając czułość filmu lub niedoświetlić o 1.5 EV przestawiając przełącznik na spodzie. Mało który współczesny kompakt daje takie możliwości. Pomiar światła jest w miarę dokładny, przewinąłem przez niego niejeden slajd i rzadko kiedy aparat się mylił. 

Tak naprawdę wszystko powyższe jest mało istotne. Ten aparat uwalnia z ciężaru lustrzanki. Nosiłem go w kieszeni, wyciągając w dowolnym momencie i robiąc zdjęcie. Jechałem rowerem i robiłem zdjęcie. Znam takich, co jechali samochodem 100 km/h i robili zdjęcie. Nieważne czy kadr jest prosty, a ostrość w punkt. Ważniejsze było nieskrępowane robienie zdjęć: XA nie rzuca się w oczy, jest cichy i intuicyjny w obsłudze. Mały wyzwoliciel :) I choć dziś jego rolę przejęła cyfrowa małpka, to wciąż go używam gdy potrzebuję czegoś naprawdę małego by naświetlić slajdy.

OK, koniec ze słowami, czas na kilka przykładów zeskanowanych, nieobrabianych slajdów:

Aparat zawsze gotowy...

Charakterystyczna winieta czterolistkowej przesłony...

Pomiar światła w trudnych warunkach...